Każdy z nas przynajmniej raz w życiu poczuł, że chce zostawić swoje aktualne życie, porzucić pracę, oddać klucze do mieszkania i przeprowadzić się w piękne miejsce – rajską wyspę, zieloną Islandię lub rodzime Bieszczady. Osobiście mam upatrzone już kilka domów, uroczych chat z piecami kaflowymi, czy kamiennych apartamentów z drewnianymi okiennicami.
Te same marzeniem, ten sam impuls, chęć życia w pięknym, oddalonym od pędzącego świata miejscu, zaprowadził bohaterów „Obierz mi lotos” Charmian Clift na grecką wyspę. Narratorka – alter ego autorki – w zaawansowanej ciąży wraz z mężem i dwójką dzieci, postanowiła kupić dom. Dom koło studni. Dom na wyspie Hydra.
Małżeństwo wydało ostatnie oszczędności na zakup domu wymagającego remontu, dużego nakładu pracy i środków. To miejsce miało być oazą, przestrzenią do pracy twórczej i życia w sielskim klimacie wsród gwarnych Greków.
„Obierz mi lotos” to towarzyszenie bohaterom powieści w niemal rocznej adaptacji do warunków pogodowych, bytowych i towarzyskich panujących na Hydrze. Książka rozpoczyna się zapisami z lutego, kiedy narratorka z mężem dokonali formalności związanych z zakupem domu i wraz ze znajomymi udali się do kawiarni na zapleczu sklepu, aby uczcić tę okazję. Jest to czas, w którym ich emocje są mieszaniną szczęścia, spełnienia, obaw i lęku. Jednak tego dnia raczą się winem i kawą. Dopiero za kilka dnia przyjdzie im zmierzyć się z brakiem akuszerki i bieżącej wody oraz niekończących się odwiedzin tubylców, którzy chcą zobaczyć dom i jego mieszkańców.
Kolejne miesiące to obraz zmiany marzeń w okrutną codzienność, borykanie się z przeszywającym zimnem i wiatrem. Ta nieustanna walka o „normalność” przeplata się ze spotkaniami towarzyskimi z innymi cudzoziemcami, ale również z mieszkańcami wyspy. Czytelnik obserwuje kolejne portrety artystów szukających natchnienia, domu czy przygody w podróży przez życie i świat.
Mijają kolejne miesiące, a wraz z nimi następują powolne zmiany w bohaterach. Narasta zmęczenie i frustracja, pojawia się chęć ucieczki do dawnego życia. George (mąć głównej bohaterki) zaczyna pisać dla pieniędzy, żeby móc utrzymać rodzinę. Jego ideały pracy pisarza upadają, rośnie frustracja, wzmaga agresja wobec otoczenia. Narratorka czuje, że nie jest w stanie odnaleźć się w roli gospodyni domowej, ma poczucie, że jej dzieci są niezaopiekowane, a ona nieustannie zmęczona. Zmienia się również fizycznie, czego największym dowodem była chęć podróży na ląd w pierwszej klasie promu. Niestety nie została wpuszczona na pokład w jego słonecznej części, ponieważ obsługa statku uznała, że jest pasażerką trzeciej klasy. Bohaterka spogląda w lustro i nawet nie próbuje niczego tłumaczyć, pokazywać biletu. Widzi zmęczoną, zaniedbaną kobietę.
Wytchnieniem od codzienności są wieczory spędzane na pływaniu w jaskini. To właśnie tam grupa artystów-cudzoziemców zapomina o trudnościach, z jakimi przyszło im się mierzyć na wyspie, problemach finansowych, braku odpowiedzi od wydawców i marszandów.
We wrześniu wyspę nawiedza trzęsienie ziemi. Następuje ono po długim, suchym i niezwykle upalnym lecie. Zjawisko atmosferyczne zdaje się mieć wymiar symboliczny. Ponieważ już w październiku narratorka budzi się w pokoju skąpanym słońcem, z zewnątrz słyszy dźwięki budzącej się wyspy. A wokół jest spokój. Nadeszło ukojenie zarówno w pogodzie, jak i niej samej. Teraz ponownie wszyscy mogą wspólnie usiąść w kawiarni na zapleczu sklepu.
Powieść Clift pozwala przenieść się na Hydrę. Opisy są tak sugestywne, że można poczuć palące słońce na skórze, słodki smak winogron w ustach i zapach bryzy morskiej po deszczu. Niezwykle doceniam autorów, którzy potrafią przenieść mnie do opisywanego świata w wymiarze niemal fizycznym.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa 77 Press.