You are currently viewing Któż z nas nie chodził czytając?
Photo by @book.natki

Któż z nas nie chodził czytając?

Czytając „Mleczarza” Anny Burns, w pewnym momencie zorientowałam się, że świat przedstawiony mnie pochłonął. Okazało się,  że wpadłam w jego sidła i stałam się częścią społeczności, z której mimowolnie się podśmiewałam lub której zachowania mnie oburzały.

Czytelnika, przez powieść  Burns, prowadzi bezimienna narratorka, która z perspektywy lat opowiada o wydarzeniach mających miejsce, kiedy była nastolatką (18 lat) mieszkającą w targanej wojną domową Irlandii. Burzliwa historia wyspy jest tłem do burzy, jaka zawitała w życiu głównej bohaterki.

Główna bohaterka – z pozoru odstającą od społeczności nastolatka, jest jej integralną częścią. I choć nie ma w niej przyzwolenia na wiele utartych schematów, to jednak głęboko w niej są zapisane zasady, które rządzą tą społecznością. Dowiadujemy się o tym, obserwując nękanie jej osoby przez wysoko postanowionego opozycjonistę. Dziewczyna jest prześladowana przez tytułowego Mleczarza, a wszyscy wokół dostrzegają romans, którego nie ma. Strach młodej kobiety jest tak wielki, że zaczyna wpadać w paranoję, jednocześnie nie chcąc rezygnować ze swojego życia – czytania, biegania, lekcji francuskiego, spotkań z być-może-chłopakiem. 

Akcja rozgrywa się w latach 70. kiedy nie było definicji stalkingu. Mleczarz był miły, więc narratorka nawet nie miała podstaw, żeby go słownie lub fizycznie odepchnąć. Nic co robił i mówił nie było bezpośrednim powodem do postawienia mu zarzutów. A jednak narratorka czuje, że ta relacja ją przerasta, odczytuje to, co między słowami i właśnie to budzi w niej strach.

Przez otoczenie zostaje okrzyknięta kochanicą paramilitarnego, co wiąże się ze zmianą statusu w społeczeństwie. Teraz budzi lęk w innych, okazuje się, że ma „nowe koleżanki”, jej bezpieczeństwo jest niezwykle istotne, dlatego kiedy zostaje otruta, a trucicielka zostaje zabita, wszyscy upatrują powodu śmierci tej ostatniej  w podniesieniu ręki na niewłaściwą osobę.

I choć zarówno dla narratorki, jak i czytelnika ta niesprawiedliwa ocena, brak chęci wysłuchania młodej dziewczyny wydaje się największym dramatem, to okazuje się, że dla małej społeczności nie to jest problemem. Jest nim beztroska, jaką wykazuje się dziewczyna, kiedy chodzi czytając. Taka postawa jest niczym policzek w dumę społeczności walczącej, tracącej mężów i synów.

Z jednej strony czytelnik ma studium lęku, od momentu pierwszych oznak do paranoi, która nie pozwala nastolatce normalnie funkcjonować, wszystko zmierza w nieubłaganym kierunku – poddania się. A wszystko to, dzieje się w otoczeniu „zwykłego życia” małej społeczności. Dramat narratorki obija się o dramat matki, która straciła dzieci, traumatyczne dzieciństwo jej własnego ojca, małżeństwa bez miłości i emigracje polityczne. 

W świecie pełnym bólu i straty znajdują się jednak osoby z zupełnie inną aurą, jak nauczycielka francuskiego. Romanistka próbuje przekonać swoich wystraszonych uczniów, że niebo nie zawsze musi być niebieskie, tylko trzeba chcieć zauważyć inne barwy. Ta niedorzeczna kobieta podejmuje małe próby burzenia ściany, którą zbudował czas walki i podziały religijno-polityczne. 

Jest też niezwykła postać zbiorowa, przypominająca mi chór z antycznych dramatów – młodsze siostrzyczki. Pojawiają się komentując wydarzenia w sposób błyskotliwy, ale jednak naznaczony dziecięcą naiwnością. Mają w sobie coś jasnego, pogodnego. Dziewczynki pełne witalności i niewinności są swoistą personifikacją przyszłości.

W świecie przypominającym magmę lęków, przemocy, wścibskich języków i powinności, tli się małe światełko. Znajdują się ludzie, którzy walczą o miłość – brat narratorki, który zabiera swoją dawną ukochaną do szpital (miejsca zakazanego), jej matka, która mimo nieprzychylności koleżanek walczy o swoje uczucie do prawdziwego mleczarza i kucharz, który nie ustępuje w staraniach o uczucia być-może-chłopka.