You are currently viewing Czuła narracja o barbarzyńcach
Photo by @book.natki

Czuła narracja o barbarzyńcach

Sięgając po „Kandydata” Jakuba Żulczyka miałam dwie obawy – książka będzie tendencyjna, a może nawet propagandowa. Nie chodziło o warsztat pisarki, tylko emocje, jakie pojawiają się kiedy myślimy o polityce. Ale Żulczyk nie poddał się afektom i stworzył czułą narrację o barbarzyńcach. Kolejna obawa (która nadal kołacze się w głowie) to terminowość tej powieści. Czytając miałam przed oczami pierwowzory, pamiętam głośne afery i wszystko świetnie współgrało z książką. To z pewnością dodatkowy bonus dla współczesnego czytelnika. Ale czy „Kandydat” będzie równie intersujący dla osób, które nie obserwowały ostatnich ośmiu lat polskiej sceny politycznej? 

Książka jest uchwyceniem dnia wyborów, który czytelnicy rozpoczynają chwilę po 3:00 z Prezydentem, a kończą przed 23:00 z Reporterem. Dwie perspektywy – Kandydata i Reportera. Obaj bohaterowie są pionkami w grze, choć bardzo chcą wierzyć, że to są rozgrywającymi. 

Kandydat to Prezydent czekający na drugą kadencję. Człowiek samotny. Jego samotność nie ma początku. Jest to człowiek mem, nieudacznik, który otrzymał namaszczenie. Z jednej strony cyniczny i dążący do pochwał. Głodny uznania w oczach innych. Z drugiej zmęczony i chcący spokoju z dala od Brutusów (których jest więcej, niż mu się wydaje).

Reporter to cywilny trup. Dla jednych ofiara „#metoo”, dla innych dziaders bez wyobraźni. Oskarżony przez swoją kursantkę o nadużycia seksualne, traci pracę w jednej z czołowych gazet w kraju. Ale reportaż i pisanie to jego tlen, dlatego szuka, pisze, kolaboruje z szarymi eminencjami władzy. Przekonany o swojej niewinności (to chyba ten brak wyobraźni) czuje się oszukany przez system, zdradzony. 

To co łączy Prezydenta i Reportera to samotność i potrzeba miłości. Można by powiedzieć – banał. A jednak nie. Z początku czytelnik kpi z bohaterów, ale z każdą stroną wzbiera w nim współczucie. Żulczyk pokazał bohaterów w wymiarze 3D, wyszedł poza medialne obrazy, przebił bańkę. 

Należy również poświęcić uwagę kobietom, które z pozoru wydają się tłem, dodatkiem w męskich igrzyskach o władzę i wpływy. Żona, była żona, kochanka, koleżanka z pracy, córka, matka. Początkowo jedynie przemykają w opowieści. Rzucają kilka słów, delikatny uśmiech. Testosteron bohaterów zamazuje ich twarze i postaci. Ale to tylko pozory, bo kobiety w tej powieści są silniejsze, niż mogłoby się wydawać. To one są rozgrywającymi, one nadają rytm wydarzeniom, one decydują o zakończeniu. 

Struktura książki to majstersztyk. Rozdziały naprzemiennie pokazują minuty z życia Prezydenta i Reportera. Początkowo są dłuższe, wraz z rozwojem akcji coraz krótsze. Przy końcu znowu się wydłużają, co daje poczucie zwolnienia i czasu na złapanie oddechu. Dodatkowo Autor wewnątrz rozdziałów nadaje dynamiki poprzez zestawianie scen z dwóch przestrzeni czasowych. Czytelnik w tej samej chwili jest z bohaterem i z jego wspomnieniami. 

Niezwykłe jest śledzenie bohaterów, których pierwowzory znamy z przestrzeni publicznej. Postaci literackie mają twarzy. Autor żongluje naszą wiedzą i wyobrażeniami, gra w grę „a gdyby tak spojrzeć na niego inaczej”.